wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 6









_______________________











______________




- Cassie, ja nie wiem czy to jest dobry pomysł. - powiedziałam do niej i położyłam tusz do rzęs koło lustra, na pułeczce.

- Kochana, jak ty nie chcesz sobie coś kupić, ja sobie kupię. Muszę jutro mieć coś ładnego. Wiesz przecież o tym, że przy rozmowie o pracę, muszę nie tylko zabłysnąć inteligencją.

- Nigdy nią nie zabłyśniesz, wiesz o tym, prawda? - zaśmiałam się, a ona szturchnęła mnie łokciem.

- Nie ważne! Jestem dobrą aktorką, a więc potrafię udawać. - Spojrzała na mnie i mnie zmierzyła ze śmiechem - Nie to co ty.

- Bardzo śmieszne - zagilgotałam ją szybko pod rzebrami i wybiegłam z łazienki, aby mi nie oddała.

- Już nie żyjesz. - odparła ze śmiechem i zaczęła mnie gonić.

***



- No chyba ci wystarczy ta grafitowa spódnica, biała koszula galowa, oraz oczywiście czarne szpilki - oznajmiłam zmęczona zakupami. Ona na odpowiedź prychnęła śmiechem.

- Jak na dziś, to mi wystarczy. Nie cieszysz się z kupna tej żółtej sukienki, którą ci wybrałam? - zapytała zdziwiona.

- Nic takiego nie mówiłam, że mi się nie podoba.

- Z twojego nastroju wywnioskowałam...

- Jestem po prostu zmęczona zakupami, Cassie - odparłam i zatrzymałam się na chwilę spojrzałam w górę.

   Dach w galerii był przezroczysty, przez co było widać niebo pełne gwiazd. Zawsze lubiłam patrzeć w niebo nocą, w szczególności w tak bezchmurną, jak dzisiejsza. Kiedy byłam mała zawsze myślałam, że te białe plamki to planety, na których mieszkają inni ludzie, a księżyc był nocnym słońcem, który oświetlał drogi kierowcom.

- Możemy coś zjeść? - zapytała przyjaciółka, wyrywając mnie ze wspomnień - Może tutaj usiądziemy i zamówimy pizze?

   Odwróciłam się w kierunku, na który pokazywała palcem. Mała restauracja, która prawie we wszystkim miała elementy czerwonego koloru. Wzruszyłam ramionami i przysiadłyśmy przy drewnianym stole z biało-czerwonym obrusem.

- Capriciossa? - Zapytała, wybierając pizze z menu. Pokiwałam głową i złożyłyśmy zamówienie kelnerowi, który do nas podszedł.

   Oparłam się łokciem o blat stołu, kładąc brodę na dłoni i zmrużyłam oczy kiedy poczułam, że moje powieki nagle stały się ciężkie. Byłam tak zmęczona nie tylko tym ostatnim snem, ale także po bezsensownych zakupach, na które akurat dziś nie miałam ochoty. Z miłą chęcią położyłabym się teraz spać do swojego ciepłego łóżka.

   Wszelkie dźwięki stały się nagle głuche, a obraz się zamazał.

    Przed oczami nagle pojawiła mi się znajoma, męska postać na białym tle. Wszystko zniknęło, razem z ludźmi, którzy wcześniej kręcili się koło mnie, oraz nie było już mojej przyjaciółki, która siedziała naprzeciw. Stał tylko ciemny mężczyzna, który nadal był niewyraźny. Byłam ciekawa kim on jest. Zrobiłam krok w jego stronę i zobaczyłam, że zamiast siedzieć, ja stoję. Sylwetka zdawała się przybliżać w moim kierunku, a więc stwierdziłam, że nie będę przyspieszać naszego spotkania. Stałam, a serce waliło mi boleśnie, jakbym czekała na śmierć. Facet nadal był zamazany, lecz po chwili dotarły do mnie słowa echem, które właśnie teraz wypowiedział.

- Nie igraj z przeznaczeniem, szkrabie.

   Szkrabie? Tylko jedna osoba tak mi mówiła i to dawno temu. Oddech miałam niemiarowy i krótki. Przez stres nie mogłam złapać głębokiego wdechu. Mężczyzna się przybliżał coraz bardziej, aż w końcu do mego umysłu trafiła informacja, kim on jest. Łzy zaczęły mi nagle płynąć. Zauważając to nie próbowałam nawet powstrzymać swoich emocji. Zaczęłam szlochać głośno z radości, ale jednocześnie ze smutku. Obie emocje były powiązane ze sobą w tym momencie, a tęsknota zapanowała moje serce, które teraz uniemożliwiło mi przez chwilę oddychanie.

- Tatusiu? - wypowiedziałam w końcu i się obudziłam, gdy ktoś mnie szarpnął.

- Cholera, Rebecco! - przyjaciółka stała obok mnie - Przysnęłaś na 2 minuty, a już płaczesz!

- Wybacz. - otarłam łzy - Muszę iść do toalety. - wstałam i ominęłam ją. Widać było, że zdziwiłam ją tą informacją, ale nic nie mówiła i jedyne co, to usiadła patrząc, jak się oddalam.

   WC było oczywiście na drugim końcu galerii. Nie pomyśleli o tym, że przy restauracji powinni jeszcze jedną umieścić. A co by się stało gdyby ktoś, po wypiciu dużej ilości alkoholu, nagle zachciałoby mu się siusiu? Oczywiście zrobiłby w gacie i z tym by się wiązało upokorzenie, oraz wydatki na czyszczenie podłogi, krzesła lub czegoś innego.

   Ale cóż, jest jak jest i teraz muszę przejść kawał drogi, aby skorzystać z minutowej toalety.

   Schowałam ręce w kieszenie jeansów i spojrzałam się na wystawy milionych sklepów. Prawda jest taka, że we wszystkich była ta sama kolekcja, lecz z innymi dodatkami. Wszyscy projektanci zgapiali po sobie a ci, którzy postawili na oryginalność, stali się sławni. Ale następni zgapiarze ściągneli od nich różne elementy, a tym sposobem wracamy do samego początku: wszędzie była ta sama kolekcja, lecz z innymi dodatkami.

   Nagle ktoś walnął mnie barkiem, odwracając mnie o 180 stopni.

   Spojrzałam się na sprawcę i od razu przeklnęłam. No a jakby inaczej...

- Zaraz ci zabiorę ten cholerny telefon i wyrzucę do kosza, ślepoto! - warknęłam na niego.

- Doris, muszę kończyć - powiedział do słuchawki, patrząc się na mnie i po chwili się odłączył - Cholernie przepraszam ponownie. - uśmiechnął się.

- Ile mnie będziesz przepraszał?! Nie wolisz patrzeć na drogę i mieć z głowy te głupie słowo?!

- Głupie słowo? - zapytał zdziwiony, a zarazem rozbawiony.

- No! W końcu jak przepraszasz, to starasz się nie popełniać tego samego błędu!

- Ale mi się podoba, jak na siebie wpadamy. - powiedział to takim seksownym głosem, że aż nogi mi zmiękły. Postarałam się utrzymać równowagę i odkaszlnęłam.

- Nie interesuje mnie, co ci się podoba. - powiedziałam, próbując zachować normalny ton głosu.

- Szkoda. - rzekł, a po chwili spojrzał tuż za mną, na sklep - Wiem, że mnie nie lubisz, ale mam do ciebie pytanie. Czy byś mogła potowarzyszyć w zakupach? Nie bardzo znam się na modzie, zazwyczaj ktoś za mnie kupuje.

- Mamusia? - zapytałam wbrew sobie. On się zaśmiał.

- Nie, pracownicy albo... Z resztą nie ważne. Za dwa dni mam imprezę charytatywną i muszę dobrze wyglądać...

- No tak. Odpicowany za dwa miliony, a na cel charytatywny wyłożysz tylko stówę. - znowu się zaśmiał. Nie wiem co go tak rozśmiesza, ale muszę przyznać, że mogłabym oglądać godzinami ten śmiech. Pewnie nieźle ma wyćwiczony przy pogawędkach z laluniami.

- Wyłożę dużo więcej, możemy się założyć. Ale wracając do tematu... - przenikał mnie swoim szarym wzrokiem, aż coraz bardziej słabo mi się robiło - Byś mogła pomóc mi wybrać? Mogę Ci zapłacić.

   Że co? On znowu uważa, że jestem materialistką? O nie...

- Nie będziesz mi płacił! - warknęłam z oburzeniem.

- No dobra. To pójdźmy na kompromis. Ty pomożesz mi wybrać garnitur, a ja dam na cele charytatywne tyle, ile będziesz chciała, abym dał. - uśmiechnął się i wysunął rękę w geście zakładu.

   Kusząca propozycja. Może się opłacić. Ale to nie zmienia faktu, że musiałabym spędzić z nim więcej czasu, niż zdołałabym wytrzymać.

   Ale w końcu cele charytatywne są ważniejsze, niż mój egoizm.

   Złapałam jego rękę, a on szerzej się uśmiechnął.

    Dobra, tym razem wygrał.


_____________________________________

Przepraszam za trochę nudny rozdział i zapewne błędy jakieś się pojawiły.
Chciałam dzisiaj dodać trochę, bo nie wiem, kiedy będę miała czas wstawić następny.
Dzisiaj brat ma urodziny, a to się równa domówka :D

Chciałabym was jeszcze poinformować, że 'Serce Śmierci' ma nowy rozdział :)
Dziękuję za wszystkie komentarze i wiernych czytelników.
A Ci, którzy się popłakali na poprzednim rozdziale - ja także w tym momencie płakałam, gdy pisałam. Cieszę się, że dałam wam swoje odczucia :D

Komentujcie, obserwujcie - to chyba klasyka :)
 

niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 5






____________________________
_______________





  Złapałam się za rączkę mojej mamusi, która spojrzała na mnie i od razu się uśmiechnęła. Wyglądała jak aniołek, tylko że bez skrzydeł i tego okrągłego, złotego nad głową. Moja babunia dużo mi czytała o aniołkach, aż w końcu sama dołączyła do nich. Tak bardzo za nią tęsknie, ale czasem widuję ją w swoich snach. Mamusia mi mówi, że zawsze nade mną będzie czuwać i że zawsze będzie obok mnie. Cieszę się z tego, że nigdy mi jej nie zabraknie.

   Tatko w czarnym garniturze podbiegł do nas i pokazał nam, że w dłoni trzyma trzy bilety.

- Co tak późno, skarbie?- zapytała mamusia. Miała bardzo śliczną, srebną suknie aż do samej ziemi i spięte, marchewkowe włosy w kok.

- Wybaczcie, nie mogłem znaleźć biletów w samochodzie - podszedł, pocałował mnie w czółko(co bardzo lubię) i cmoknął mamę w usta. Złapał mnie za rączkę i podeszliśmy w trójkę do kasy. Podał dziwnemu panu bilety i weszliśmy za jakąś czerwoną, grubą firanę. Zapadła chwilowa ciemność i ścisnęłam mocniej ich dłonie.

- Mamusiu, tatusiu. Ja się boję - powiedziałam szeptem. Poczułam, jak silne ramiona uniosły i objęły mnie.

- Nie bój się, kochanie - powiedział mi tatuś do ucha - Nic Ci nie grozi. Jesteśmy z Tobą.

- Właśnie kochanie, gdy jesteś z nami, nic Ci nie grozi - dodała mamusia.

   Uścisnęłam mocniej tacie szyję i patrzałam, jak ciemność zamienia się delikatnie w jasność. Zmrużyłam oczy, a po paru sekundach zauważyłam coś, co przyciągnęło moją uwagę. Tata obrócił mnie w stronę wielkiej sali, aby pokazać mi bardzo duże pomieszczenie, z wieloma fotelami. Ale nie takimi, które mamy w domu i na którym tata codziennie rano czyta gazetę, a ja oglądam obrazki. Kiedyś nauczę się czytać, mamusia obiecała mnie niedługo nauczyć.

   Nagle poczulam, że stoję na ziemi, a tatuś ponownie łapie mnie za rączke.

- Margarett, pójdziesz teraz na swoich nóżkach, dobrze? - zapytał mnie. Pokiwałam głową i się do niego uśmiechnęłam. Wskazał mamie miejsce, gdzie powinniśmy usiąść. Pokierowała nas, zwracając uwagę na jakieś cyferki, które są wszyte w materiał fotela. W końcu, przechodząc przez prawie pół pomieszczenia, usiedliśmy na miejscach.

   Teatr był ogromny. Po raz pierwszy byłam w takim miejscu. Rodzice często tu przychodzili, ale zostawiali mnie zawsze pod opieką babci w domu. Ale tym razem powiedzieli, że jestem już dostatecznie dużą dziewczynką, abym mogła się wybrać z nimi.

   Uśmiechnęłam się i spojrzałam na wszystko uważniej. Scena, na której będą grali aktorzy była zasłonięta czerwoną, grubą kurtyną. Byłam ciekawa, czy ćwiczyli teraz role, czy wygłupiali się w swoim pomieszczeniu. Jak będę już starsza, chciałabym grać w teatrze. Rodzice dużo mi mówili na temat tych spektakli i opowiadali mi czasem scena, po scenie jak to wszystko wygląda.

   Cóż, teraz będę mogła się przekonać.

   Mama usiadła po środku nas, a dookoła zaczęli się zlatywać ludzie. Jak na rok 1930 coraz więcej ludzi przychodziło do teatru z dziećmi, pełnymi rodzinami. Uśmiechałam się do wszystkich, którzy zaszczycili mnie swoim spojrzeniem. Każdy w oczach miał iskrę szczęścia z powodu przybycia.

   Mimo młodego wieku wiedziałam, jak świat wygląda zewnętrznie i wewnętrznie. Urodziłam się z ogromną intuicją. Mama zawsze śmiała się ze mnie, kiedy doradzałam tacie w pracy. A kiedy babcia jeszcze żyła, zawsze rozmawiałam z nią na dorosłe tematy.

   Tak więc wiedziałam, że ludzie przychodzą tutaj aby się wyrwać od szarej codzienności. Aby złączyć rodzinę, oraz pogodzić się z jej członkami. Nie każdy ma szczęśliwe życie, tak jak my. Nie każdy jest zadowolony z niego, nie każdy szuka drugiej strony monety. A więc taka smarkula jak ja może powiedzieć już teraz, że kiedy jesteś w kompletnym dołku to się nie martw. Aby spaść niżej, najpierw musisz się podnieść. A żeby się podnieść, musisz najpierw spaść.

- Wolne? - zapytała młoda kobieta, w wieku mniej więcej mojej mamy. Była strasznie śliczna. Miała blond włosy, a jej towarzysz był brunetem. Uśmiechnęłam się do nich, a oni odwzajemnili gest.

- Oczywiście. Proszę usiąść. - odpowiedziała mamusia.

   Podziękowali i rozsiadli się. Zza pleców wysokiego mężczyzny wyszedł nieśmiały, młody brunecik, który powoli potruptał ze spuszczoną głową w moim kierunku i usiadł obok mnie.

   Patrzałam na niego radosna, a on tylko splutł swoje palce i spuścił wzrok na swoje buty. Miał duże, ciemne oczy po tacie, a usta i nosek po mamusi. Był strasznie słodki, aż chciałam go natychmiastowo uściskać. Ale jedyne co mnie przejmowało to fakt, że był za bardzo blady. Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, a on z przestrachem na mnie spojrzał.

- Cześć. Jestem Margarett, a ty? Przyjaciele mówią do mnie Margi.

   Patrzał się na moją dłoń, jakby bał się, że go czymś zarażę. Po chwili jednak nawiązał ze mną kontakt wzrokowy i uścisnął moją rękę.

- Patrick. - powiedział krótko.

- Ile masz lat?

- Dziewięć - odpowiedział i nie spuszczał ze mnie wzroku. Po chwili dodał - A Ty?

- Siedem i pół. Niedługo skończę osiem. - uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił gest jakby nagle się rozluźnił - Pierwszy raz jesteś w teatrze?

- Tak, rodzice mi w końcu pozwolili iść ze sobą. - oznajmił z dumą.

- Moi też! - aż podskoczyłam z zachwytu. - Będziesz chciał się ze mną później pobawić?

- Z wielką przyjemnością - odparł i się uśmiechnął. Z radości pocałowałam go szybko w policzek, na co on się zdziwił.

   Po chwili rodzice nas uciszyli, gdy światło zgasło i wielka kurtyna powędrowała do góry.

***



   Jestem taka szczęśliwa! Dzisiaj powinnam dostać list od Patricka. Napisałam do niego parę dni temu po tym, jak pobawiliśmy się ze sobą po wyjściu z teatru, kiedy rodzice wymienili się adresami zauważywszy, jak bardzo się dogadujemy. Mamusia mi o tym powiedziała, bo była szczęśliwa, że znalazłam sobie przyjaciela.

   A więc w liście, który tatuś napisał, a ja mu dyktowałam napisałam, że chciałabym się z nim spotkać. Bym pokazała mu moją kolekcję porcelanowych laleczek i moje kochane drzewo, które zasadziłam kiedyś z babcią. Jest już w miarę duże, a za parę lat będzie ogromne! Dodałam jeszcze, że bardzo chciałabym móc się z nim przyjaźnić i że kiedyś w pokoju gościnnym mógłby się zatrzymać na noc. W ten sposób więcej czasu razem spędzimy.

   W nocnej koszuli zbiegłam po schodach do salonu, gdzie siedzieli już moi rodzice. Na mój widok stanęli na baczność, a mina zmieniła się na smutną.

- Wstałaś już kochanie? - zapytała mamusia. Ja jednak nie zamierzałam rozwijać tej codziennej pogawętki.

- Przyszedł list?! Przyszedł list?! - zapytałam podekscytowana. Dorośli zamienili ukradkowe spojrzenia i długo mi nie odpowiadali. Kiedy już stanęłam obok nich, ciągle czekałam na odpowiedź, aż się cała trzęsłam. W końcu ojciec odetchnął ciężko i usiadł zrezygnowany.

- Kochanie...- zaczął - Musimy porozmawiać.

- O czym? - zapytałam zainteresowana i przysiadłam obok niego.

- Dostaliśmy od jego rodziny list, ale... - jego ton głosu był straszny i zdałam sobie sprawę z tego, że nie ma dobrej nowiny. Czułam, że nie powinnam wogóle słuchać tego co mówi. Ta nowina miała mnie przytłoczyć - ... ale nie napisali nic radosnego.

- To znaczy? - zapytałam smutno. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy.

- Kochanie... Napisali, że... - zaczął tatuś, ale znowu ciężko westchnął i pokręcił z rezygnacją głową - ... Tak mi przykro córciu. Twój przyjaciel miał chore serce. Takim się urodził. Napisali, że po powrocie do domu z teatru, jego serduszko przestało bić i przeniósł się do aniołków.

   Dopiero teraz, kiedy podniosłam głowę zobaczyłam, że znajduję się na huśtawce w ogródku cała zapłakana. Przeniósł się do aniołków... Tak jak moja babcia. Następna osoba, która była mi bliska odeszła. Czułam, że zabrał ze sobą moje serce. W klatce piersiowej czułam pustkę, oraz intensywny ból, który można by było wywnioskować skradzionym serduszkiem.

   Łzy lały się, lały... Aż wkońcu zdałam sobie z tego sprawę, że siedzę na ziemi i wydrapuję intensywnie ziemię, zostawiając wielkie ślady, dołki, z których wiem, że się już nigdy nie podniosę.

   Zabrał moje serce...

   Nagle poczułam, że jestem cała mokra. Otworzyłam szeroko oczy łapiąc powietrze. Nade mną stała przestraszona przyjaciółka, z pustym wiadrem.

- Cholera, Ri! - rzuciła kubeł, który odbił się echem o podłogę. Podbiegła do mnie i wzięła mnie w objęcia. - Nie mogłam cie dobudzić. Usłyszałam twój płacz, a gdy wbiegłam zobaczyłam, że wiercisz się na łóżku, jakby ktoś cie krzywdził. Nie mogłam cie dobudzić, nie mogłam... Tak się wystraszyłam.

    Spojrzałam na siebie i zauważyłam, że cała pościel, moje włosy, oraz ciuchy są przesiąknięte do suchej nitki wodą. Zaczęłam się trząść, chociaż nie wiedziałam czy to z powodu zimna, czy emocji, które nadal mną targały.

- Przepraszam za wodę. Na nic lepszego nie mogłam wpaść.

   Wtuliłam się w nią mocniej i zaczęłam powoli opowiadać swój sen.




___________________________________________________


Straciłam dzisiaj wiarę w siebie, nie miałam weny, oraz postanowiłam zrobić sobię przerwę z pisaniem. Ale po długim zastanowieniu stwierdziłam, że byłoby to głupie :)
A więc z nienacka wena przyszła, chociaż nie mam bladego pojęcia czy mi to wyszło :)

Dziękuję za nominacje, dziękuję za wszystko ! Za komentarze, uwagi (które biorę do serca i staram się poprawić), oraz za obserwowania. Dziękuję, dziękuję. Nie wiecie nawet ile to znaczy ;*

No więc następna sprawa jest klasyką : Komentujcie, obserwujcie, polecajcie.
Niedługo postaram się wkleić następną część :) Chociaż nie wiem jak tam z czasem, bo bratankiem się teraz będę zajmować :)

Jeszcze dwa dni i majówka <3 ;3

  

sobota, 27 kwietnia 2013

Versatile Blogger Award

Siemka, siemka! :)
 
A teraz przerwa w opowiadaniu, bo dostałam nominację do
Versatile Blogger Award.
(tak nawiasem mówiąc, dzisiejszego dnia już trzecia nominacja!:) )
Czytałam w necie o tym i nie znalazłam zbyt wiele informacji :D
Jedyne co, to można przetłumaczyć jako:
Uniwersalna Bloggerska Nagroda.
 
 
 
A oto zasady:
 
1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu.
3. Ujawnić 7 faktów o sobie.
4. Nominować min.7 blogów, które twoim zdaniem na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów tych blogów.
 
 
__________
 
 
A więc zaczynając :)
 
Dziękuję bardzo za nominację od Kasi :)
Się zdziwiłam, że mnie nominowałaś :)

Dziękuję także za drugą nominację od Caroline Love.
Się zdziwiłam, że dostałam drugą :D

NO I DZIĘKUJĘ za nominację od Szrywy :)
Jak zobaczyłam trzecią nominację, strasznie się zdziwiłam.

DZIEKUJĘ BARDZO WAM!
 
 
 
7 faktów o mnie? Hm. Będzie trudno :D
 
 
1. Boję się ciemności. I to strasznie. ALE lepiej się czuję w ciemności, niż na świetle. Dlatego, gdy już zapada zmrok, nie włączam światła. No chyba, że moi bracia, lub moja mama już mnie ochrzanią i będą gderali 'Znowu po ciemku siedzisz?!' 'Popsuje Ci się wzrok w takich ciemnościach. Zapal przynajmniej lampkę' :)
2. Pierwsze moje opowiadanie, które pamiętam, że napisałam było na komputerze w wieku jakoś 6-7lat o ufoludku. :) Niestety, tego komputera starego już nie mam, laptopa na którego zgrałam tamtą beznadziejną historię też nie mam. Mam tylko pojedyńcze fragmenty zapisane w głowie xd Jakaś dziewczyna miała zostać księżniczką, czy coś tego typu. Była wyróżniona i dlatego mini zielony ufoludek do niej zawitał.
3. Nienawidzę ryb. Nienawidzę ich jeść i dotykać. Brzydzę się także wszystkimi owadami, robalami. W tym pająki, czy też biedronki xd Jeżeli jadę z braćmi nad jezioro łowić ryby, oni nabijają dzikuna na haczyk, ja rzucam do wody, kiedy będę miała w końcu branie (zazwyczaj jak łowię, mam większe połowy niż moi starsi bracia) i wyciągam rybę. Podaję ją braciom, oni ściągają rybę z haczyka, nabijają nowego dzikuna i sytuacja ciągle się powtarza :)
4. Opowiadanie 'drzwi przeznaczenia' powstało, kiedy jeszcze ciągle pisałam 'serce śmierci'. Byłam z mamą w media markt, a gdy czekaliśmy na przystanku (z 30minut) gadałam sama do siebie (mama się ze mnie śmiała, bo chodziłam w kółko i ludzie na mnie się dziwnie gapili, jak sama do siebie gadałam i próbowałam skleić fabułę na nowe opowiadanie, wyrzucając nudne pomysły). Zdecydowałam się na coś nietypowego: w końcu mało jest książek, które właściwie opowiadają o realnym świecie, a główni bohaterowie nie widzą magii, która krąży wokół nich.Tak jak jest w naszym życiu :) No i w końcu kończąc tą wypowiedź: Z moją przyjaciółką blondii pojechałyśmy nad jezioro i opowiedziałam jej swój pomysł na fabułę. Doszły pewne poprawki, a gdy sama jeszcze próbowałam napisać początek, doszły następne :)
5. Kiedy źle się czuję, jestem chora, albo moje zdrowie dąży do tego, że niedługo muszę się glebnąć do łóżka i leżeć tam przez tydzień, to sprzątam. Tak, sprzątam. Wtedy, kiedy mama wróci z pracy i zobaczy, że mieszkanie aż cuchnie CIFem, a lustra lśnią, mówi 'jesteś chora?', albo 'dobrze się czujesz?'. Nie jestem oczywiście bałaganiarą. Lubię porządek, ale nie lubię przesadnego. Ale właśnie gdy sprzątam, wszystko lśni. :) co do choroby - choruję  baardzo żadko, a jeżeli już mnie coś dopadnie, choruję na coś ciężkiego. A od 8 lat nie miałam żadnej szczepionki : Boję się igł, strzykawki, oraz widoku krwi. A co najlepsze? Mniej choruję niż wy :)
6. Interesuję się parapsychologią i snami :) Dlatego wpadłam na pomysł, aby powstało takie opowiadanie. Oczywiście mam jeszcze więcej zainteresowań - taniec, gotowanie, rysowanie, malowanie, czytanie, pisanie, KUPOWANIE książek i ciuchów xd, oraz wiele, wiele innych. Ale wypadło mi teraz z głowy, bo właśnie zajmuję się moim bratankiem :D
7. Chcę ukończyć jakiekolwiek opowiadanie (najlepiej obecnie dwa) dla paru osób. A przede wszystkim dla mojego zmarłego ojca. Blogger pomaga mi w realizowaniu swoich marzeń, a przede wszystkim czytelnicy, którzy motywują do dalszego działania. Dziękuję bardzo!;*
 
 
 
_________
 
 
 
No dobra, to ja się chyba już nagadałam :D
Teraz wasza kolej.
Moja decyzja będzie trudna, bo jest dużo blogów, które mnie
fascynują. Ale liczba jest w prawdzie ograniczona. A więc wybieram najciekawsze.
 
 
.
.
.
(100 lat później)
.
.
.
 
NOMINUJĘ! :)
 

 
 
 


 
 
 
 
Dobra, to na tyle.
Kolejność przypadkowa i ogólnie to straszny miałam problem z wyborem.
 
Wszystkie są dla mnie fajne, ale najgorszy jest wybór najlepszych :D
No cóż. Przepraszam, jeśli kogoś pominęłam.
 
 
Jeszcze raz dziękuję za nominację :)
 
______________
 
 
 
CO DO OPOWIADANIA.
Kończę pisać sen. Nie będzie on za długi, ale jak się
domyślacie, niedługo dodam po nim rozdział :)
A więc wypatrujcie ;*
 
 
 
 
 
 
 
Pozdrawiam :)

 
 
 
 
 
 


piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 4


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
________________
 
 
 
 
 
 
 
 
 
___________________



     Spojrzałam na zegarek i od razu się zdziwiłam, bo była godzina 10.00. Nigdy tak późno nie wstawałam, nawet gdy chodziłam spać tak pijana, jak wczoraj.

   Wygramoliłam się z kołdry i stanęłam na równe nogi. Głowa bolała mnie przez kaca, a światło raziło mnie w oczy. Podeszłam do okna i zasłoniłam żaluzje. No, teraz lepiej - pomyślałam sobie.

   Wyszłam z pokoju i powędrowałam korytarzem do kuchni. Koniecznie muszę wypić kawę i łyknąć jakieś tabletki przeciwbólowe. Kiedy weszłam do pomieszczenia, ku mojemu zdziwieniu siedziała już tam moja przyjaciółka na wpół przytomna, rozłożona na stole. Gdy włączyłam elektryczny czajnik, ona podskoczyła.

- Jejku! Mogłabyś przynajmniej uprzedzić, że tu jesteś - powiedziała do mnie.

- Sorry, teraz będę za każdym razem krzyczała, że przechodzę do innego pokoju - mruknęłam. Zawsze jak coś mnie boli, a w szczególności przy kacu, jestem nie przyjemna.

- Tak będzie lepiej - odparła i znowu położyła głowę na stół. Oparłam się o zlew i skrzyżowałam ręce na piersiach.

- Co Ci jest? - zapytałam unosząc brew. Odpowiedziała jakimś niezrozumiałym dla mnie warknięciem - Co? Nic nie rozumiem - uniosła głowę.

- Powiedziałam, że nie-ma-ta-ble-tek - zasylabowała - A ja umieram z bólu.

   Zerwałam się z miejsca i złapałam się za dudniącą głowę. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej mały koszyczek z lekarstwami. Wyrzuciłam wszystkie na blat i zaczęłam szukać. Jakieś na wątrobę, jakieś miesiączkowe, jakieś plastry ...

   Cholera. Faktycznie nie było.

   Przeklnęłam głośno i usiadłam na podłodze, trzymając się nadal za czoło.

- Kuźwa, muszę iść do sklepu - stwierdziłam i jęknęłam.

- Byłabym wdzięczna - odezwała się Cassie i znowu wylądowała na stole.

   Przeklnęłam ponownie i wstając, wyłączyłam czajnik. Udałam się do pokoju, aby szybko się ubrać.

***



   Małe dzwoneczki przy wejściu zakołysały się, dając krótką melodyjkę, gdy otworzyłam drzwi od pobliskiego sklepu. Głowa huczała mi coraz bardziej, więc złapałam się znowu za czoło. Nie wiem czemu tak zawsze robię, w końcu i tak jak trzymam się za nią, nie przestaje ona boleć.

   Powędrowałam do działu z lekami i zaczęłam szukać jakieś przeciwbólowej. Gdy znalazłam swoje tabletki, powędrowałam do kasy i zapłaciłam.

   Wyszłam i skręciłam w ulicę, aby udać się do kawiarni. Zadecydowałam, że wypiję kawę na mieście, nie chciałam jeszcze wracać do domu, gdzie przyjaciółka będzie teraz się na mnie wyżywać z powodu swego kaca.

   Otworzyłam drzwi i poczułam natychmiastowo zapach kofeiny i pączków. Brzuch od razu dał znać, że jest głodny. Stoliki o tej godzinie były prawie wszystkie zajęte. Przy kasie poprosiłam o kawe latte i donata, a gdy jasnowłosa dziewczyna mi je wręczyła, powędrowałam na koniec pomieszczenia, do jedynego, wolnego stolika.

   Rozsiadłam się wygodnie i torebkę położyłam na krześle obok. Ugryzłam kawałek i od razu żałowałam, że wzięłam na kaca coś słodkiego. Zemdliło mnie i z rezygnacją odłożyłam go na talerz. Popiłam ciepłą kawą i ponownie złapałam się za głowę. Wyjęłam z torebki tabletki, a po chwili na sucho połknęłam od razu dwie.

- Kac morderca nie ma serca - usłyszałam męski głos, a zanim zdąrzyłam zobaczyć do kogo należy, mężczyzna dosiadł się do mnie - Mam nadzieję, że panienka nie będzie miała mi za złe, jak na chwilę się dosiądę. Nigdzie nie ma wolnych stolików.

- Owszem, będę miała panu za złe - stwierdziłam oschle. On się krótko zaśmiał.

- Oczekujesz kogoś? - rozejrzał się po sali i uniósł brew. Ciągle na sobie nosił ten seksowny uśmiech.

- A żebyś wiedział - odparłam, zanim o tym pomyślałam. Cholera, teraz będę musiała udawać, że na kogoś czekam. A udawanie mi kompletnie nie wychodzi. Moja odpowiedź najwyraźniej go zaskoczyła.

- Dziewczyna czy chłopak? - zapytał się już bez uśmiechu.

- Nie interesuj się.

- No mów.

- Nie.

- Mów.

- Nie.

- Mów.

- Chłopak - odparłam w końcu, a po chwili zauważyłam, że bacznie mi się przygląda. Pare sekund później rozsiadł się wygodnie i znowu na jego przystojnej twarzy zagościł uśmiech.

- Bujasz.

- Nie.

- I co, będziemy tak dalej ciągnąć i się sprzeczać?

- Tak.

- Oj, daj w końcu spokój. Przecież widzę, że nie umiesz kłamać - powiedział spokojnie. Cholera, on nawet to widzi? - Poza tym serio będziesz mnie nienawidzieć ze względu na ten głupi zbieg okoliczności, że wybiegałem z firmy, a Ty akurat klękałaś przed drzwiami? Sorry, ale o ile mi wiadomo, zazwyczaj się nie klęczy na chodniku, a przede wszystkim przed wejściem do budynku.

- No i co!? - wybuchłam - Musiałam złapać kartkę, która i tak później mi przez Ciebie zwiała!

- Przeprosiłem przecież.

- No i co! To nie zmienia sytuacji.

- Sytuacja się już dawno zmieniła. Co chcesz w zamian, abyś o tym zapomniała?

- Muszę coś chcieć? A teraz sądzisz, że jestem materialistką!

- Ale...

- Wiesz co? Możesz się dosiąść. Ten stolik jest już wolny - odparłam z gniewem i zabrałam swoją torebkę - Dopij także kawę, oraz zjedz sobie to coś na talerzu.

- Przepraszam, nie musisz...

- Skończ - przerwałam mu gestem dłoni, na co najwyraźniej się zdziwił. Wypuściłam powietrze z płuc i poprawiłam bluzkę, aby się uspokoić. Po chwili dumnie podniosłam głowę i spojrzałam na niego - Do widzenia Panu - powiedziałam do niego i z tupotem wyszłam z kawiarni.

***



- Ten co Cie powalił na ziemię drzwiami? - pokiwałam lekko głową i upiłam łyk domowej kawy - No nie wierzę! Czemu mi nie powiedziałaś, że był w klubie?! Zaraz... - przyjrzała mi się uważnie - Czy wy... Ten, no... - Uniosłam brew znad szklanki, bo nie wiedziałam o co jej chodzi. Kiedy do mojej głowy przyszła pewna myśl, od razu się zakrztusiłam i wyplułam z pryskiem całą zawartość ust na podłogę.

- Cholera Ri! - warknęła na mnie i natychmiastowo wstała - Nie musiałaś od razu napluć na kafelki! - Podeszła do zlewu, wzięła szmatkę i mi ją rzuciła. Od razu ją złapałam i klęknęłam, aby wytrzeć - Czyli rozumiem, że nie?

- OCZYWIŚCIE, ŻE NIE! To jest durny palant, który... - jest przystojny, ma nieziemski uśmiech, oczy...- ...który zajął mi dziś stolik w kawiarni!

- Byłaś w kawiarni? - Cassie uniosła brew.

- Ta, bo miałam ochotę wypić na mieście kawę - wzruszyłam ramionami - Ale cóż, ten frajer mi to uniemożliwił!

- Ale czekaj, bo nie rozumiem. Nienawidzisz go, bo ... Cie popchnął niechcący drzwiami i spadłaś na chodnik, tak?

- No i zwiała mi kartka z adresem!

- No tak, tak. I gniewasz się na niego, bo jest arogancki.

- Tak.

- I tępy.

- Tak.

- I chamski.

- Tak.

- I przystojny.

- Tak - Cassie się zaśmiała na moją odpowiedź, a gdy wstałam już z podłogi dopiero doszły do mnie jej słowa. Od razu zaczęłam się wycofywać z odpowiedzi - Nie! No znaczy... No jest przystojny... Ale... To palant!

- Jasne - odparła niezainteresowana i zaczęła się głupio uśmiechać.

- Serio!

- No jasne - powtórzyła i mrugnęła do mnie - Nie wiem czy wiesz, ale znam Cie od małego i to doskonale. I wiem o Tobie wszystko. Także o tym, że jeżeli jakiś chłopak jest przystojny, od razu go nienawidzisz.

- Nie prawda! - sprzeciwiłam się.

- Jak to nie. To wszystko zaczęło się od pierwszej liceum, gdy ten ... Jak mu było...

- Travis.

- Właśnie! Teylor. Gdy się z nim przespałaś, z największym przystojniakiem w całej szkole myślałaś, że będziecie ze sobą do końca życia. A on zerwał z Tobą następnego dnia.

- Ałć. Nie musiałaś przypominać - spiorunowałam ją wzrokiem.

- Ale taka racja! Patrz. Po nim wybierałaś sobie chłopaków idealnych. A wiesz, że idealnych nie ma. Ponadto wszystkie ciacha, które chodzą po świecie, odgradzasz wielkim murem.

- Nie?

- Tak i proszę, nie kłóć się. Idź się z tym przespać, a gdy wstaniesz porozmawiamy o tym znowu.

- Ale mi się nie chce... - przerwała mi gestem dłoni i powędrowała w stronę swojego pokoju.

- Ale mi się chce spać. Dobranoc. Kocham Cie siostrzyczko - powiedziała i zamknęła za sobą drzwi.

   Przewróciłam oczami i podążyłam do swojego łóżka. Ułożyłam się wygodnie, a po chwili, kiedy myślałam, że w ogóle nie zasnę, zapadła ciemność.



________________________________

Miałam dodać pod wieczór, ale stało się coś dziwnego i w oka mgnieniu napisałam do końca rozdział.
Jak się pewnie domyślacie, w następnym rozdziale będzie sen :)
I mam już pomysł jaki to będzie^^

Komentujcie szczerze i obserwujcie :)
Komentarze motywują do dalszego działania.
 
 
MIŁEGO WEEKENDU !:)

wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 3

 
 
 
 
 
 
________________________
 
 







_________________



 

- Nie obchodzi mnie to. Jesteś moim sługą, a więc powinneś znać drogę - oznajmiłam. Poprawiłam czarne, gęste włosy, które poplątały się od jesiennego wiatru i musiałam wyjąć brązowy liść z potarganego loka.

- Wybaczy mi madame, w tym rejonie nie miałem zaszczyt wędrować - stwierdził i schylił się. Podniósł niewielki kamień rzucając do jeziora tak, że odbił się parę razy o taflę wody. Patrzałam na niego ze zdziwieniem. Pierwszy raz spotkałam się z takim zjawiskiem.

- Co to było? Jesteś jakimś czarodziejem? - zapytałam z nutą strachu. Na odpowiedź lekko się zaśmiał.

- Wybaczy mi madame, ale ja nie jestem żadnym czarownikiem. Nigdy panienka nie rzucała kaczek do wody?

- Nigdy. Co to za świństwo rzucać kaczki do wody! To przecież żywe stworzenia! - oznajmiłam z rozdrażnieniem. Znowu się zaśmiał, na co ja go klepnęłam w ramię - Nie śmiej się. Kim jesteś, aby śmiać się ze swej księżniczki?!

- Wybaczy mi madame, ja się nie śmieję z panienki. Nie chodziło mi o kaczki jako stworzenia, ale jako zjawisko, które księżniczka widziała przed chwilą. Te oto odbijanie kamyków o taflę wody to zjawisko znane wieśniakom jako 'rzucanie kaczek'. Nigdy nie miała panienka do czynienia z taką formą rozrywki, prawda? - pokręciłam przecząco głową - To proste. Wystarczy złapać płaski kamień taki jak ten, odchylić tak rękę i rzucić w ten sposób - patrzyłam z zafascynowaniem jak kolejny kamień odbija się pare razy, a potem wpada do wody - Chce księżniczka spróbować? - kiwnęłam głową, a on schylił się i zaczął grzebać w piasku, aby wybrać odpowiedni. Kiedy znalazł, podał mi go - Pomóc madame? Pokazałbym krok po kroku, jak to zrobić.

- Ale...

- Proszę się nie bać. To nie gryzie, ja też nie gryzę. Nie złapie panienka żadnego chorubska - uśmiechnął się, a ja z uwagą się mu przyglądałam. Był wyższy ode mnie, miał złociste włosy i bardzo ładną cerę jak na wieśniaka. Jego uśmiech powalał nie tylko wszystkie służące, które zauważyłam, że zawsze krążyłą wokół niego, ale także mnie, następczyni tronu. Zdziwiłam się trochę swoją reakcją, bo w gruncie rzeczy miałam z nim styczność już od bardzo dawna. Dopiero teraz się mu dokładnie przyjrzałam i muszę przyznać, że gdyby zmienił swoje łachy, ktoś by z pewnością uznał go za księcia.

- Wszystko w porządku? - zapytał mój sługa, wyrywając mnie z zamyśleń. Aby się opanować, napełniłam swoje płuca powietrzem i zrobiłam dumny krok w jego stronę.

- Oczywiście, że jest w porządku. A czemu miało by nie być? - zapytałam z pogardą. Muszę być oschła. Inaczej, przy takich myślach, źle się to skończy.

- Przepraszam, tak tylko...

- No to naucz mnie - przerwałam i wyrwałam mu z ręki kamyczek. Obkręciłam go parę razy palcami i delikatnie podrzuciłam, aby sprawdzić jego ciężar.

- No dobrze - schylił się po następny - A więc niech księżniczka mnie naśladuje. Łapiemy kamień o tak, potem przekręcamy dłoń, a potem rzucamy prosto - znowu odbił się parę razy, po czym zniknął w ciemnym jeziorze. Spróbowałam uczynić podobnie, ale kiedy rzuciłam, wpadł do wody tuż przy brzegu, a malutkie kropelki delikatnie w nas trafiły. Sługa się zaśmiał. Zbeształam go wzrokiem. Od razu spoważniał.

- Może inaczej pomogę - bardziej oznajmił, niż zapytał i sięgnął po następnego. Powędrował za mnie, a gdy się odwróciłam, by zobaczyć co on takiego będzie robił, tylko się uśmiechnął. Wstrzymałam powietrze, gdyż teraz znajdowaliśmy się bardzo blisko siebie, niemalże się dotykając, a jego usta, gdybym minimalnie się przybliżyła, złączyły by się z moimi. Odchrząknął, a ja natychmiastowo się od niego odwróciłam - Wybaczy mi, że teraz panienkę dotknę, ale chciałbym pokazać, że nie jest to wcale trudne - Nadal stojąc za mną, czułam jak jego klatka piersiowa opiera się delikatnie o moje plecy, a jego dłoń odnajduje moją i wkłada do niej okrągły, płaski kamień. Następnie chwyta mnie za nadgarstek i lekko podnosi, aby potem rzucić przedmiot do wody. Faktycznie, odbił się pare razy i wpadł do jeziora. Zapiszczałam z zadowoleniem i się odwróciłam, nie panując nad swoimi emocjami, przytuliłam go z całej siły. Odwzajemnił uścisk także szczęśliwy. Nie wiem czy to było spowodowane tym, że pierwszy raz kogoś uczył, czy tym, że widzi mnie pierwszy raz taką szczęśliwą.

   Jestem na pozór szczęśliwa. Mieszkam w wielkim zamku, niedługo zasiądę na tronie, oraz mam poddanych, którzy w każdej chwili mi służą. Ale nigdy właściwie nie miałam nawet najmniejszej rozrywki. Nie raz patrzałam się przez okno z mej wieży, jak małe dzieci wieśniaków bawią się na swym podwórku w ganianego, czy w jakieś inne zabawy, które nie rozumiem do tej pory. W moim dzieciństwie nigdy czegoś takiego nie było. A teraz...

   Poczułam jak po mym policzku płynie łza.

   Odsunęłam się od niego trochę, lecz nadal staliśmy blisko siebie. Gdy zobaczył, że płaczę, złapał mnie za brodę i lekko unióśł, abym na niego spojrzała. Nasze twarze dzieliły milimetry, a oddechy mieszały się ze sobą. Starł kciukiem moją łzę, a ja patrzałam się na niego jak zahipnotyzowana.

   Zanim się obejrzałam, nasze usta się połączyły.

***



- Możecie się pocałować - oznajmił ksiądz, a ja wraz z Francesso de La Padre z Estonii połączyliśmy się wzajemnym, krótkim pocałunkiem. Uniosłam delikatnie białą suknie ślubną i odwróciłam się do szlacheckich gości. Wszyscy stali uśmiechnięci, klaskali, wiwatowali na cześć nowej pary królewskiej. Jednakże mój uśmiech nie był szczery. Osoba, którą właśnie poślubiłam, była dla mnie nikim. Była dla mnie przymusem, z którym musiałam się uporać. Ojciec, kiedy usłyszał od kogoś o moim romansie z nieznanym dla niego sługą, kazał mi się ożenić szybciej, niż zamierzałam. Nawet płacz i próba ucieczki nie powstrzymała króla przed jego zachciankami.

  Powędrowałam smutna wzrokiem na koniec sali. Z tyłu stali służący, którzy gotów byli na rozkazy. Wśród nich stał mój sługa, który w tej chwili, kiedy spotkały się nasze spojrzenia, uśmiechnął się blado i wyszedł tylnimi drzwiami.

   Wiedziałam, że to było nasze ostatnie pożegnanie.

   Moje serce pękło.

***



    Wyrywając się ze snu, z bolącą klatką piersiową, usiadłam na łóżku. Spróbowałam złapać oddech, ale nie najlepiej mi to wychodziło. Po chwili zaczęłam ugniatać nerwowo kołdrę.

    Zerkając na świecący zegarek, leżący na szafce nocnej, zauważyłam godzinę 4:03.

    Zawołałam współlokatorkę, lecz odpowiedziała mi tylko cisza.

    Przypominając sobie fragmenty realistycznego snu, serce znowu zaczęło mi bić boleśnie, a po chwili po moich policzkach zaczęły płynąć łzy rozpaczy.



___________________________________________________


Krótki rozdział ze względu na to, że dziś koniecznie chciałam dodać nowy rozdział :)
Dziś Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich :)

Jak się podoba rozdział?. Jakieś zastrzeżenia? Przeczytałam parę razy, aby poprawić błędy. Jak jakiś znajdziecie (dziś źle się czuję, mogłam przeoczyć) to napiszcie jaki, to poprawię .

Komentujcie, obserwujcie.
Spamujcie w dziale SPAM.

A no i jeszcze jedno :D Jak wam się podoba nowy nagłówek ?:)
 

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 2

 
 
 
 
 
 
 
________________
 
 
 
 




______________
 
 
 
 
   Nagle upadłam na ziemię, gdyż ktoś walnął mnie drzwiami z tyłu.
- O przepraszam! Nie zauważyłem Pani! - odezwał się mężczyzna, a gdy przekręciłam głowę, aby zobaczyć twarz, która zaraz będzie przeze mnie obita, zaniemówiłam.
   Młody facet, około 25lat stał nade mną w czarnym garniturze i wyciągał wolną rękę(bo w drugiej trzymał telefon) aby pomóc mi wstać. Był przystojny- lekki zarost, krótkie, brązowe włosy i uwodzicielskie jasne oczy. Pasował mi strasznie do tych frajerów, którzy zatrudniają co miesiąc inne sekretarki, aby zaspokoić swoją 'męską' potrzebę. I dlatego właśnie zaniemówiłam, bo na jego widok sama bym się w jego firmie zatrudniła - oczywiście, jeżeli ją ma. Podałam mu rękę i ciepło przeszło przez całe moje ciało.
   Dobra, byłam atrakcyjna, ale przez moje wysokie wymagania, nie za wiele miałam mężczyzn. Większość raniła mnie natychmiastowo, a inni... zostali zranieni przeze mnie. Ale muszę przyznać, że mało miałam do czynienia z takimi przystojniakami jak ten. Czasem, kiedy miałam bluzkę z dużym dekoltem, czy krótkie spodenki, spoglądneli na mnie raz, czy dwa. I to wszystko. Dlatego nie dziwcie się, że przy takiej 'styczności' z takim ciachem moje ciało tak reaguje.
   Wstałam i puściłam natychmiastowo jego rękę.
- Na prawdę przepraszam - wskazał na telefon - Rozmawiałem przez telefon i...
- ... i było trzeba się rozejrzeć - nagle przypomniałam sobie o kartce, którą nie miałam już w dłoni. Spojrzałam się za siebie i zobaczyłam, że pofrunęła wysoko, wysoko, aż do chmur- Cholera! I przez Pana straciłam adres! Dzięki wielkie - machnęłam rękoma oburzona i ciężkimi krokami zawróciłam w stronę sklepu mamy.
- Proszę Pani! - zawołał ten knypek - Niech Pani zaczeka!
- Nie mam czasu gadać z takim niedorajdą, który przez ślepotę, marnuje mój czas! - warknęłam nawet się nie odwracając.
- Ale... Pani torba! - zawołał jeszcze raz i dopiero teraz sobie o nich przypomniałam. Cholera. Zawróciłam lekko zawstydzona i wyrwałam mu torbę z dłoni.
- Dziękuję - powiedziałam cicho, na co on się zaśmiał, a ja szybkimi krokami dążyłam do sklepu.


Miesiąc później, czas teraźniejszy

- Gotowa na najlepszą imprezę wszech czasów? - zapytała Cassie.
- Nie?
- Oj daj spokój już, no... - klepnęła mnie w plecy i znowu przyjrzała nam się w lustrze.
   Miałam na sobie za wysokie buty na obcasie czarne, podarte ciemne jeansy i białą bluzkę, która nie tylko odsłaniała moje w miarę duże piersi, ale także była podarta z tyłu i widać było mi całe plecy. Cassie zaś miała krótkie czarne spodenki, czarną bluzkę z dekoltem takim, że gdy robiła krok, jej wielkie cycki wyskakiwały na wolność, ale na szczęście zakrywały je rude włosy, które były teraz rozpuszczone. Do tego oczywiście założyła czarne szpile. Ale to u niej klasyk.
- Zobacz jak pięknie wyglądasz! - oznajmiła Cass.
- Oj, daj spokój - zwróciłam się w jej kierunku - Czemu Ty nie masz na sobie coś takiego, tylko ja?
- Coś takiego?
- No tak. Coś takiego. Patrz tylko. Ja mam to, a Ty jakieś imprezowe wdzianko.
- Oj daj spokój, jak chcesz to mogę się przebrać - już zmierzała do wyjścia, ale złapałam ją za łokieć.
- Dobra. Możesz tak zostać. Jakoś przeżyję. Ale pamiętaj - pogroziłam jej palcem - Jak tylko coś mi nie będzie pasowało, zmywam się. A Ty ze mną.
- No jak tam chcesz, skarbie - cmoknęła mnie w policzek- Ważne, że w ogóle udało mi się Ciebie wyrwać z tych czterech ścian.
   Przewróciłam oczami i poszłam do lodówki otworzyć piwo.
***

   Już byłyśmy przy wejściu do Gabby Club, kiedy ochroniarz nas zatrzymał.
- Panie bez partnerów? - zapytał się, a ja odetchnęłam z ulgą, bo myślałam, że zechce ujrzeć nasze dowody, które są gdzieś na samym dnie torebki. Łysy mięśniak się do nas uśmiechnął i zauważyłam, że brakuje mu w uząbieniu jednej jedynki. Spróbowałam się nie skrzywić.
- Bez, bez. Ale wyjdziemy zapewne z partnerami - odpowiedziała jak zwykle kokieteryjnie Cass. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a ja powstrzymywałam odruchy wymiotne. Wpuścił nas i sprawdzał dalej ludzi.
   W środku było ciemno, sztuczny dym unosił się od kostek aż pod sam sufit. Niedaleko wejścia do wielkiej sali, gdzie odbywała się impreza, jakiś gościu rozdawał maski.
- Ty chyba żartujesz - odparłam lekko skrzywiona. Nic mi nie mówiła na ten temat.
- Dawaj, dajesz! Przecież to niezły ubaw i... - facet wręczył nam po jednej masce - ... i chłopak, z którym się zabawisz, nie będzie wiedział kim dokładnie jesteś. Zachowasz totalną anonimowość - mrugnęła do mnie i włożyła czarną maskę z czarnymi piórami na gumce.
   Wzruszyłam ramionami i poszłam w jej ślady. Mi się trafiła zielono - czarna, która zasłaniała tylko oczy. Miała także w sobie wzór piór, ale nieco bardziej... innych. Gumka lekko przylgnęła do włosów i weszłam do środka.
   Nie był to zwykły klub. Na dole było duże pomieszczenie tylko dla osób, które dopiero przyszły i chcą wpierw się upić, zanim rozpoczną zabawę. Grała głośno muzyka, ale parkiet nie był zapełniony tak jak powinien.
    Zaś na końcu sali była winda, która przenosiła imprezowiczów do innych pomieszczeń, do innych 'wymiarów'. Istniały 3 piętra, w których był podział na grupy. Niezbyt wiedziałam coś na ten temat, ale stwierdziłam, że kiedyś wszystkie odwiedzę.
   Usiadłyśmy przy barze i zamówiłyśmy whisky z lodem i colą. Kiedy młody barman nam podał, od razu złapałyśmy za szklanę i stuknęłyśmy się.
- Za dzisiejszy wieczór - przyjaciółka wzniosła toast i upiłyśmy łyk. Za pierwszym łykiem nieco się wzdrygnęłam - Nie smakuje Ci? - zapytała.
- Smakuje, ale dawno nie piłam whisky, więc wiesz...
- No racja - uśmiechnęła się i zaczęła rozglądać się po otoczeniu - O rety! - wrzasnęła po chwili i aż zaczęła podskakiwać na krześle podekscytowana - Nie wierzę! Przyszedł jednak Taylor!
    Odwróciłam się i zauważyłam, jak przy wejściu stoi trzech facetów, w tym dwóch w maskach. Trzeci, który właśnie ją zakładał z uśmiechem okazał się być Taylorem, który kręci do Cassie. Nie lubiłam go zbytnio, bo dla mnie jest on małym chłopczykiem, który prowadzi pamiętnik z nazwiskami wszystkich dziewczyn, które zaliczył. No ale cóż, trzeba przyjaciółkę wspierać i nie marudzić, jaki ona ma zły gust.
   Wszyscy trzej mieli na sobie ciemne jeansy z koszulami w kratę. Oczywiście górne guziki pozostały rozpięte, odsłaniając ich nagi tors. Prychnęłam z pogardą na ich widok. Cassie dźgnęła mnie łokciem.
- Jejku, wyluzuj.
- Zaprosiłaś go? - zapytałam się.
- Sam siebie zaprosił - wzruszyła ramionami i upiła łyk - Mam nadzieję, że nie masz mi za złe? - zapytała słodko, a gdy zobaczyła, że marszczę brwi zdenerwowana, odkaszlnęła - Przepraszam, wynagrodzę Ci to.
- Będziesz moją dłużniczką przez conajmniej 100 lat, a teraz... - wstałam, zabierając szklankę ze sobą - ... wybacz, muszę iść do toalety.
   Uśmiechnęła się w odpowiedzi, a ja jeszcze raz spoglądnęłam na nich. Pokręciłam głową z obrzydeniem.
***

   Kiedy wyszłam już z łazienki z poprawionym makijażem (chociaż nie wiem po co, w końcu oczy mam ciągle zasłonięte) rozejrzałam się po pomieszczeniu. Coraz więcej ludzi przybywa, a barman musiał przysłać pomocników, bo nie wyrabiał się z zamówieniami. Podeszłam na koniec baru, aby nie spotkać się z tym frajerem i aby przyjaciółka mnie nie zobaczyła. Muszę wypić parę drinków, aby móc z nimi wytrzymać.
    Zamówiłam następne whisky z lodem i colą, i spojrzałam się za drugim barmanem, który wcześniej przyjmował nasze zamówienie. Podszedł do dobrze zbudowanego mężczyzny w masce, z zasłoniętymi oczami. Miał na sobie ciemne jeansy, oraz zwykłą, białą koszule garniturową. Mimo zwykłego stroju, emanował od niego taki seksapil, że od razu chciałam podejść i go stąd zabrać - najlepiej do swojego pokoju. Miał ciemniejszą cerę, lekki zarost(co po prostu ubóstwiam), oraz lekko potargane włosy koloru ciemnego brązu. Zamówił piwo, wziął ze sobą, odchodząc gdzieś w tłum.
   Starszy mężczyzna położył przede mną szklankę, wyrywając mnie ze śledzenia nieznajomego. Podskoczyłam prawie niezauważalnie i podziękowałam kiwnięciem głowy. Upiłam duży łyk i się oczywiście zakrztusiłam. Odkaszlnęłam i wyjęłam z torebki komórkę.
***

   Dobra, już kręciło mi się w głowie. Kiedy barman zapytał się, czy podać coś jeszcze, stwierdziłam z przekonaniem, że już wystarczy. Cassie napisała, że mam jak najszybciej dołączyć na trzecie piętro i oczywiście dodała, że jest mega na mnie wkurzona za to, że ją wystawiłam. Cóż, ja byłam na nią wkurzona za takie towarzystwo.
   Wstałam i chwiejnymi krokami udałam się w kierunku windy. Na tym piętrze już było mniej ludzi niż wcześniej. Pewnie już kontynuowali imprezę wyżej, lub powychodzili z towarzyszami do wynajętych pokoi hotelu, który stał po drugiej stronie ulicy. Na swych dobijająco wysokich obcasach robiłam ostrożnie krok za krokiem, aby się nie wywrócić. Podniosłam głowę, żeby zobaczyć ile to metrów zostało mi do pokonania do tej cholernej windy.
   W mini korytarzyku, gdzie się ona znajdywała, nie było już kolejki, ale zobaczyłam, że drzwi się automatycznie otworzyły i do niej wszedł ten seksowny nieznajomy. Serce podskoczyło mi do gardła (albo alkohol, sama nie wiem) i pobiegłam szybko, nie zwracając uwagi na plączące się nogi. Wbiegłam do pomieszczenia lekko zdyszana i stanęłam obok wysokiego mężczyzny, oparta o ścianę z lustra. Od razu po moim wejściu, drzwi się zamknęły i zobaczyłam, że guzik jest wciśnięty na 3 piętro. Cóż, właśnie zdałam sobie sprawę, że tam jadę. Jadę, razem z nim.
   Poprawiłam maskę, która ocierała mi się o nos. Spojrzałam na niego i zauważyłam, że mi się przygląda. Moje nogi zrobiły się jak z waty, ale podrzymałam się poręczy. Jestem ciekawa jak wygląda bez maski. Czy na prawdę jest tak idealnie piękny w całej okazałości, czy zakrywa pod nią swoje wady zewnętrzne.
   Winda ruszyła, a razem z nią mój alkohol do góry, do gardła. Powstrzymałam beknięcie, czy też wymioty i odchrzęknęłam. Zauważyłam, że kąciki jego idealnych ust powędrowały delikatnie w górę. Cholera, oczywiście jestem przez 5 sekund w jednym pomieszczeniu z przystojniakiem, i już sobie siarę robię. Pewnie wyglądałam teraz jak sierota, przytrzymująca się poręczy z powodu słabego łba do alkoholu. Opuściłam ręce i stanęłam prosto, aby nie dotykać już plecami lustra. Serce łomotało mi jak oszalałe, a moja równowaga próbowała się ustabilizować.
   Nagle winda na półpiętrze się zatrzymała z szarpnięciem i poleciałam prosto na nieznajomego. Moja maska upadła, gdy gumka nagle się zerwała, tak samo jak jego. Zobaczyłam jak ubie upadają na ziemię. Wtulona w jego ramiona przez ułamek sekundy(chociaż czułam, jakby to była wieczność) czułam jego naturalny zapach, który działał na mnie jak afrodyzjak. Zakręciło mi się w głowie i choć nie chciałam się cofnąć, bo w tej pozycji czułam się bezpiecznie i wygodnie, musiałam zrobić krok do tyłu. Podniosłam głowę, aby przekonać się, czy w całej okazałości jest taki przystojny, jak w moich wyobrażeniach, ale gdy go ujrzałam, znieruchomiałam i nabrałam powietrze w płuca, aby powstrzymać wszelkie przekleństwa, które wchodziły mi na język.
- Ooo - także się zdziwił - Miło panią znowu widzieć, pani nerwus - uśmiechnął się od ucha do ucha i puścił mi oczko. Dobra, może był przystojny tak, jak sobie go wyobrażałam, ale nie chodziło mi o tego palanta, który wywrócił mnie na środku ulicy!
- Chciałabym rzec, że też jest mi miło pana widzieć, ale niestety musiałabym pana okłamać - odparłam.
- Wybaczy panienka za pierwsze złe wrażenie, ale jakby nie patrzeć, jesteśmy kwita - uniosłam brew, bo nie wiedziałam o co mu chodzi - Teraz pani popchnęła mnie, a ja wylądowałem na ścianie.
- Tylko że to ja wylądowałam na ziemi! - warknęłam oburzona.
- No dobrze, ale przeprosiłem. Nadal przepraszam za ten nieszczęsny wypadek - nadal się uśmiechał, ale widać było, że mówi szczerze - Może postawię pani drinka w rekompensacie?
   Zastanowiłam się przez chwile. Dobra, parę sekund temu, kiedy nie zobaczyłam jego prawdziwej tożsamości, z pewnością bym się zgodziła. I to z wielką ekscytacją. Ale teraz... Dobra wiem, że jestem jakaś badziewna, że przez taką głupią sprawę go nienawidzę, ale już tak mam. Poza tym nie wiem, czuję do niego taką nienawiść, ale zarazem...
   Nie! On jest arogancki, chamski i w ogóle...
- Nie - odparłam stanowczo - Właśnie zamierzałam wrócić do domu - odwróciłam się w kierunku drzwi. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że przecież nastąpiła awaria. Cholera, mam nadzieję, że za chwilę tą usterkę naprawią.
- W takim razie czemu wsiadłaś do windy? - zapytał ze śmiechem - O ile dobrze wiem, a jestem tu częstym bywalcem, u góry nie ma wyjścia z budynku.
   No i teraz mnie zagiął. Dobra, o tym, w tym momencie nie pomyślałam.
- Boo... - wyjąknęłam i odkaszlnęłam gulkę, która uformowała mi się w gardle, nadal na niego nie patrząc - ... bo chciałam poinformować moją przyjaciółkę, że wychodzę - na odpowiedź wzruszył ramionami i próbował ukryć swój uśmiech. Światło nagle zgasło, zostawiając nas samym sobie w kompletnej ciemności.
- Buuuu - spróbował mnie przestraszyć. Bałam się ciemności ale nie chciałam, żeby ten pajac o tym wiedział. Wymacałam poręcz i się jej kurczowo złapałam - Patrz, zrobili nam romantyczny nastrój - powiedział, po czym poczułam jego ciepło ciała tuż za mną - Teraz powinnaś znajdować się znowu w mych ramionach - wyszeptał mi zmysłowo do ucha. W brzuchu poczułam jakieś trzepotanie małych skrzydełek. Dreszcze przeszły przez moje ciało i jeszcze mocniej złapałam się poręczy. Światło raptownie się zapaliło i winda ruszyła, zatrzymując się na trzecim piętrze. Poprawiłam bluzkę i szybkimi krokami weszłam do pomieszczenia.
- To jest trzecie piętro! - krzyknął za mną, śmiejąc się - Wyjście jest na parterze!
- Idę schodami - stwierdziłam ochryple i otworzyłam drzwi od klatki schodowej.


 
 
_______________________________
 
I jak wam się podoba?:)
Dzisiaj ledwo co otworzyłam z rana oczy i od razu wzięłam się za pisanie ^^
Teraz idę się myć, a potem nad jeziorko, aby pisać ciąg dalszy :)
Czytelnicy SERCE ŚMIERCI! Które opowiadanie jest lepsze? Te, czy tamte? :)
Komentujcie, obserwujcie :*
Pozdrawiam :)
 

wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 1








_____________



Miesiąc temu

    Mój własny krzyk wyrwał mnie ze snu. Złapałam się za gardło usiłując wziąć oddech. Ręce trzęsły mi się jak oszalałe, a głowa zaczęła intensywnie boleć. Drzwi od pokoju się otworzyły.

- Rebecca! - zawołała moja współlokatorka i podbiegła do mojego łóżka, aby wziąć mnie w ramiona
- Skarbie, to zły sen tylko. Już jesteś w łóżku. Nic Ci nie grozi. Jestem z Tobą- uspokajała mnie, a ja wybuchłam płaczem - Ciiii. Już spokój, spokój...

- Znowu ... - szepnęłam przez łzy.

- Znowu te same sny? - cmoknęła mnie w czoło - Wzięłaś te tabletki, które Ci dał lekarz na sen?- pokiwałam powoli głową - Cholera. W takim razie musimy powędrować do innego specjalisty.

- Cassie, nie musisz - szepnęłam i wytarłam łzy - Nikt mi tu nie pomoże.

- Ri! Daj spokój, jak nikt, jak ja Ci pomogę?! Nie dołuj się złotko, jeszcze zmarszczki Ci się pojawią. Ale wiesz co? - poczochrała mi moje blond włosy - Zrobię Ci kawkę i jakieś smaczne śniadanie - wstała i powędrowałała do drzwi - A no i się za bardzo nie przyzwyczajaj do tego - wysłała mi całusa i trzasnęła drzwiami, a ja się zaśmiałam, ocierając resztki łez.


***



- No więc śniło mi się coś podobnego. Byłam jakąś dziewczyną, która popłynęła łódką, aby się zabić, a potem na łódce zobaczyłam chłopaka... i... Byłam szczęśliwa, a mimo to skoczyłam do wody - wzruszyłam ramionami i wzięłam widelec do ust.

   Cassie zrobiła przepyszną jajecznicę z bekonem. Ale cóż się dziwić, była rodzoną kucharką.

- Podsumowując: za każdym razem śni Ci się jakaś dziewczyna, w którą się wcielasz, oraz chłopak w którym jesteś zakochana.

- Nie jestem zakochana - sprzeciwiłam się.

- Ty może nie, ale 'ona' tak - zaczęła wlewać nam sok pomarańczowy do przeźroczystych szklanek - Poza tym czasem się zabijasz z niewyjaśnionych powodów, a czasem...

- ... przeżywam wspaniałe chwile z tym facetem - uśmiechnęłam się.

- No właśnie. Bez zabijania - usiadła ciężko na krześle - Ja nic z tego nie rozumiem.

- Ja też. Ale co z tego mamy rozumieć? Jestem psychiczna i tyle - Cass kopnęła mnie w nogę pod stołem.

- Nie jesteś psychiczna. Nawet tak nie mów. Po prostu masz nienormalne sny.

   Uśmiechnęłam się do niej, wiedząc, że to ja mam rację. Upiłam łyk i zaczęłam się zbierać.

- Dobra, mów jak chcesz. Ja lecę do pracy - podeszłam do niej i cmoknęłam ją w policzek.

- Tak, tak... Leć i zostaw mnie z tymi naczyniami - w odpowiedzi puściłam do niej oczko i zatrzasnęłam drzwi.

***



- A w jakiej cenie to? - upierdliwa klientka wskazała na kamień kwarcowy.

- 5 zł - odpowiedziałam.

- A to ?

    I tak jest zawsze. Ślepi ludzie nie widzą ceny, która jest przyczepiona obok towaru. Po co czytać, prawda? Odetchnęłam ciężko i jej odpowiedziałam na to pytanie, jak i na resztę.

    Pracuję w sklepie z drobiazgami, świecidełkami, kamieniami. Jest to ogólnie sklep indyjski, lecz nie tylko się tu pojawia motyw Indii. Moja szefowa jest zarówno moją matką, która wpierdziela się we wszystko z nadmiernym zainteresowaniem, jak i nadopiekuńczością.

    Kiedy klientka wyszła z pustymi rękoma, podbiegła do mnie.

- Ale jak to? Jak tym razem wyglądałaś? - zapytała.

- Byłam młodsza, ale tym razem miałam blond włosy.

- Młodsza? O ile?

- Nie wiem. Z 3-4lata. Miałam może góra 17lat. Mamo, skończ. Ja na prawdę nie chcę już o tym gadać...

- Dobra, dobra - podniosła ręce w geście poddania - Wiesz jaka jestem wścipska. A tak poza tym to mam sprawę. Weźmiesz tą siatkę i zaniesiesz babci Frannie? Dzwoniła do mnie i potrzebuje paru kamieni, ale jest chora i nie może wyjść.

- Masz adres?

- Tak, napisałam Ci na kartce- podała mi ją wraz z torbą i mnie uścisnęła - Dziękuję. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła.

- Nic mamusiu byś nie zrobiła, nic - cmoknęłam ją w policzek i wyszłam zerkając na adres pod który miałam iść.

    Moja mama była kochana, owszem. Zawsze dostawałam to czego chciałam, jednakże nigdy nie byłam rozpieszczana. Zawsze interesowała się moimi problemami, pomagała mi w najróżniejszych sytuacjach, a teraz dała mi posadę w swoim sklepie, chociaż wiedziała, że nie jestem za dobra w rozmowach z natrętnym klientem (jestem z natury nerwowa, często mnie ponosi). Byłam podobna do niej tylko z wyglądu - Obie miałyśmy blond włosy(ja długie, ona za to króciutkie), morskie oczy i smukłą sylwetkę. Ale z charakteru... Wdałam się w ojca.

    Skręciłam w lewo i musiałam przejść przez całą ulicę wysokich biurowców, które sięgały aż do chmur. Podniosłam głowę i nagle poczułam się jak w Nowym Jorku, gdzie drapacze chmur są wszędzie. Zamknęłam na chwilę oczy i wciągnęłam nosem powietrze. Odór spalin przepełnił moje płuca, po czym zaczęłam kaszleć. Kartka z adresem wyleciała mi z rąk, kiedy dłonią chciałam zakryć usta. Upadła koło mojej stopy, a więc spróbowałam się schylić, aby ją zabrać. Ale uniemożliwił mi to podmuch wiatru, który przesunął kartkę dalej. Zirytowana westchnęłam ciężko i podeszłam do niej, jednakże sytuacja się powtórzyła. A więc tym razem podbiegłam do niej i chciałam złapać ją nogą, aby mi nie zwiała znowu. Ale tego także nie zdążyłam zrobić i mała karteczka poleciała przy wejściu do budynku. Biegłam co sił, aż w końcu zdołałam na nią nadepnąć. Odetchnęłam z ulgą i uklękłam, aby ją podnieść. Wzięłam ją w dłoń i wypuściłam głośno powietrze. No nareszcie!

    Nagle upadłam na ziemię, gdyż ktoś walnął mnie drzwiami z tyłu.

- O przepraszam! Nie zauważyłem Pani! - odezwał się mężczyzna, a gdy przekręciłam głowę, aby zobaczyć twarz, która zaraz będzie przeze mnie obita, zaniemówiłam.



________________________________________________________
A oto pierwszy rozdział :)
Zostawiam wam do oceny.
Komentujcie, obserwujcie, polecajcie.
Jakoś w najbliższym czasie dodam następny :)

niedziela, 14 kwietnia 2013

PROLOG




PROLOG



    Rok 1768

    Szłam na piechotę do pobliskiego jeziora u podnóża mojego domu. Zerknęłam przez ramię i pomachałam mamie, która stała żegnając mnie. Stała taka szczęśliwa myśląc, że w końcu zjemy razem śniadanie kiedy wrócę. Uśmiechnęłam się do niej. Kiedy zerknęłam przed siebie, o mały włos nie walnęłam w drzewo. Ominęłam je i przytrzymałam się pnia, aby nie ześlizgnąć się ze stromej górki. Drugą ręką podniosłam białą suknie, aby się nie ubrudzić błotem. Chciałam nadal ładnie wyglądać. Ptaszki o tej porannej porze zaczęły ćwierkać, jakby rozmawiały między sobą. Uśmiechnęłam się, gdyż uwielbiam tak o poranku spacerować, gdy w powietrzu czuć, jak cała przyroda budzi się do życia.

    Odetchnęłam z zadowoleniem i usiadłam na wielkim kamieniu, zrzucając z siebie balerinki i zanurzając stopy w jeszcze zimnej wodzie. Pomachałam trochę nimi i powstały maleńkie fale , obijające się o kamień. Suknia trochę przemokła u podnóża, ale nie przeszkadzało mi to. I tak za chwilę będzie cała mokra.

    Pamiętam jak ojciec, kiedy jeszcze żył, przychodził rano tutaj ze mną , jak byłam mała. Bawiliśmy się razem, czasem wrzucał mnie do wody, a czasem zabierał mnie ze sobą na łódkę i płynęliśmy na środek jeziora, aby złowić trochę ryb na obiad.

    Ale co jak co, pewnego razu popłynął sam, nie informując o tym nikomu. Burza go dopadła, nie zdąrzył zawrócić, piorun trafił w łódź i ...

    I już nigdy go nie widziałam. Nigdy nie znaleźli ciała, ani wraku. Ale niedługo zobaczę i tatusia, jak i mojego nieznajomego.

    Wskoczyłam do wody. Małe fale obijały mi się o łydki. Nie zwracając uwagi na mokrą suknie, poszłam w stronę przywiązanej do drzewa łódki. Kiedy woda sięgała już do pasa, wyjęłam z przepaski na udzie czarny nóż, który podwędziłam mamie z kuchni. Odciełam sznur i wsiadłam niezgrabnie na łódkę. Przygotowałam wiosła i powoli zaczęłam się wycofywać, obierając dobry kierunek.

   Wiem, że wszystko zniszczę, że zniszczę psychikę mamy. Ale każdy, kto by znał moją przyszłość, postąpiłby tak samo. Tak szczerze? Ja już nie mam przyszłości. Wiem, że bym żyła dniem, bez miłości, bez celu. Wstawanie, gotowanie, spanie. Tylko to by się liczyło. Owszem, opiekowałabym się mamą, ale... To co innego. Nie mogę już żyć w takim świecie, gdzie jest wszystko osądzone z góry. A jeżeli nie pójdzie coś po Twojej myśli, wszystko przepadnie. Los jest jak miliardy portretów powieszone na jednym, długim sznurku. A jeżeli sznurek w obojętnie jakim momencie się zerwie - wszystko poleci.

    A więc nie chcę żyć w takim świecie. Wszystko już spadło, nie dam rady zbudować swojego nowego losu.

    Dlatego właśnie jestem tu, na środku jeziora. Opuściłam wiosła, które odbiły się echem o taflę wody, po czym zniknęły. Wstałam lekko się chwiejąc z łódką i wygładziłam sukienkę. Przeczesałam palcami blond włosy, lekko rozwiane przez wiatr. 

- Na pewno chcesz to zrobić? - zapytał mój nieznajomy, który nagle pojawił się obok mnie. Złapałam się za srebny łańcuszek z wisiorkiem, który właściwie należał także do niego i który znalazłam parę miesięcy temu - Wiesz, że możesz jeszcze użyć życia, moja miła. I tak się spotkamy prędzej czy później, nikt nas nie rozdzieli.

- Wolę prędzej - oznajmiłam patrząc się na niego. Serce biło mi jak oszalałe, gorące od tego uczucia, którym go darzę - Teraz nas rozdzieliło, ale niedługo się połączymy i to na zawsze.

- Kochanie. My od zawsze jesteśmy połączeni - zrobił z gracją krok do mnie i chciał mnie dotknąć, jednakże od razu wycofał dłoń - Zawsze będziemy razem. Nie ważne co nas dzieli.

- I tak będzie zawsze - powiedziałam. Spojrzałam się na niego i się uśmiechnęłam.

    Widząc jego pogodną twarz wpadłam z rozłożonymi rękoma do jeziora, po czym jedyne co ostatnie zauważyłam to woda, krążącą wokół mnie. Potem zapadła ciemność.



_____________________________________
Jestem w trakcie pisania, a więc niedługo powinien się pojawić nowy rozdział :)
Komentujcie, obserwujcie, polecajcie. :)

A co do Drzwi Przeznaczenia - akcja będzie się działa w czasie teraźniejszym :)
To wy decydujecie, kiedy pojawi się następny rozdział . ;*