wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 9










____________________________










_________________________



  Wstałam z łóżka, kiedy obudziły mnie promienie słońca. Rozciągnęłam się i otworzyłam okno na oścież  W pokoju panowała straszna duchota, jakbym była w środku piekarnika.
   Przypomniałam sobie swój sen i uśmiechnęłam się w duchu. Żadnych psychicznych wrażeń po nocy Zero koszmarów, zmor nocnych. Tylko istna magia senna. No może nie kompletnie, bo w nich znajdował się Ash, ale mimo woli byłam zadowolona.
   Zaburczało mi w brzuchu, więc stwierdziłam, że muszę jak najszybciej udać się do lodówki. Wychodząc z pokoju poczułam zapach jajecznicy. Żołądek znowu się odezwał. Ponownie się uśmiechnęłam, kiedy weszłam do kuchni. Cassie nakładała na dwa talerze śniadanie i postawiła na stole sok pomarańczowy. Oblizałam usta ze smakiem.
- Tak myślałam, że wstaniesz. - oznajmiła ze śmiechem i pocałowała mnie w policzek - A więc siadaj. Smacznego.
   Usiadłam posłusznie i od razu złapałam za widelec. Niepewnie się na nią spojrzałam. Co sprawiło, że zabrała się za sporządzenie śniadania? Dopiero po chwili zrozumiałam, kiedy zauważyłam jej galowy strój.
- Zapomniałam, że dzisiaj masz rozmowę o pracę.- stwierdziłam i zaczęłam jeść, uważnie ją obserwując.
- Jestem taka zestresowana... Musiałam czymś się zająć. - ręce jej się trzęsły, gdy złapała za sztućce.
- Nie masz czym. Piękna, ponętna sekretarka? Kto by takiej nie przyjął. I do tego inteligentna. - powiedziałam, lecz po chwili musiałam siebie poprawić - Chociaż inteligentną tylko udaje. Ale liczy się fakt.
    Kopnęła mnie pod stołem, a ja się zaśmiałam.
- Nie ma to jak kochana przyjaciółka. Co nie? - uśmiechnęła się.
- Oczywiście. Co byś beze mnie zrobiła...
- Wszystko co możliwe. - oznajmiła, na co ja tym razem ją kopnęłam.

***

- Siedem pięćdziesiąt proszę. - oznajmiłam, gdy klientka podeszła do kasy. Dała mi odliczone pieniądze i wyszła, błąkając pod nosem 'Do widzenia'.
   Z rana zazwyczaj odwiedzają nas w sklepie zakręceni ludzie, którzy dopiero co wstali. Czasem rozśmieszają mnie, gdy błądzą po regałach, nie pamiętając, co mieli kupić. Ale cóż. Sama taka jestem, a więc muszę utrzymywać powagę na twarzy.
   Mama wybiegła z zaplecza, rozmawiając przez telefon. Podbiegła do mnie i zaczęła jakoś gestykulować, abym otworzyła kasę. Spełniłam polecenie. Po chwili wyjęła banknoty i włożyła do białej koperty.
- Tak, tak. Dziękuję. Nawzajem. Do usłyszenia. - powiedziała i się odłączyła- Cholercia. Muszę wysłać pieniądze dla dziadka.
- Dziadka? - zapytałam.
- Noo... Ojca twojego taty. Prosił, aby wysłać mu na bilety. Pożyczyć. Przyjeżdża do nas... To znaczy do mnie...- poprawiła się- Chciałby nas odwiedzić.
- To świetnie. - ucieszyłam się. Już dawno nie widziałam dziadka. Po śmierci ojca widziałam go tylko na pogrzebie. Potem tylko rozmowy telefoniczne...
   Nagle zadzwonił mój telefon i wyjęłam go z kieszeni spodni.
- Halo? - odezwałam się, bo nie zdążyłam zauważyć kto dzwoni.
- Kochana, padł mi akumulator. - powiedziała Cassie - Mogłabyś po mnie podjechać? Zadzwonię później do Taylor'a, aby przywiózł mi samochód.
- Jasne. - powiedziałam i chciałam się odłączyć, ale zdałam sobie sprawę, że nie wiem gdzie ona się znajduje - Zaraz, zaraz... Gdzie tak w ogóle jesteś?
- Wiesz... Tam gdzie są te biurowce, nie? To tam jest firma A.D. Capital. Zaparkuj gdzieś tam i wejdź normalnie do środka. Po prawej stronie jest bufet firmowy. Będę tam czekać.
- Niedługo będę. - oznajmiłam i się odłączyłam. Odwróciłam się w kierunku mamy i przytuliłam ją mocno.
- Kochanie... - zaczęła mama, śmiejąc się- Co chcesz?
- Zastąpisz mnie na godzinę? Cassie wysiadł samochód. Muszę podjechać po nią.
    Pokiwała głową, a ja ją ucałowałam. Szybko pobiegłam w stronę zaplecza po torebkę i kluczyki.

***

   Wysiadłam z samochodu i włączyłam alarm, zamykając drzwi. Dobra, teraz musiałam przejść przez ulicę i wejść do tego wielkiego biurowca. Serce biło mi jak oszalałe, gdy zauważyłam, że tyle ludzi mają galowe stroje, a ja... zwyczajne spodnie i bluzę białą z kapturem.
   Otworzyłam wielkie, masywne drzwi i skręciłam od razu w prawo. Za szklanymi drzwiami zauważyłam małe stoliki, gdzie biznesmeni jedli swoje śniadanie. A wśród nich moja przyjaciółka, która siedziała sama.
    Podeszłam do niej, a ona od razu mnie objęła.
- Dziewczyno! Byłam... Nadal jestem taka zestresowana...
- Dostałaś się? - zapytałam i usiadłyśmy.
- Tak... Nie... Nie wiem. Mają w południe jakoś zadzwonić. - powiedziała i upiła łyk kawy. Zauważyłam, że obok mnie też leży więc podniosłam kubek do ust.
- Zamówiłaś mi? - nie czekając na odpowiedź, łyknęłam.
- Nie, zamówiłam sobie dwie. Ale jak chcesz, możesz sobie wypić. - wytknęła mi język.
- Dzięki. - zaśmiałam się - Mów teraz jak ci poszło.
- No to tak... - zaczęła mówić i palcem jeździć po kubku - Nie czekałam długo na wezwanie, tylko z jakieś... 30 minut.
- I to ma nie być długo? - zdziwiłam się, a ona mnie pod stołem kopnęła.
- Jak dla mnie nie. Ale warto było czekać... Weszłam do środka i oczywiście cała się trzęsłam. Podeszłam do tego szefa i wyciągnęłam do niego rękę. Jejku!- zapiszczała - Wiesz jaki on przystojny? Cholera, bym mogła być jego...
- Kontynuuj. - przerwałam jej ze śmiechem.
- No więc... Wszystko cacy było. Rozmowa się odbyła, chyba dobrze. Podziękował mi i powiedział, że się ze mną skontaktuje.
- Leciał na ciebie? - zapytałam z błyskiem w oku, ale ona pokręciła głową.
- Był stanowczy, oficjalny. Żadnych zaglądnięć w dekolt... Nic. Ale to nie zmienia faktu, że był mega przystojny...
- No tak. - zaśmiałam się - A więc nie zostało nic innego, jak tylko czekać.
- No niestety.
   Upiłam kolejny łyk kawy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Każdy był zajęty rozmową przez telefon, lub przeglądał notatki, które leżały porozrzucane na stole. Nie chciałabym pracować w żadnej firmie. Zero własnych myśli, tylko zajęty terminarz przez pracę.
    Na ścianach wisiały obrazy martwej natury, przedstawiające jakieś warzywa, owoce. Za pomarańczową ladą stała ekspedientka która co chwile stała przy maszynie do kawy, lub przy lodówce z kanapkami. Na półkach za nią były paczkowane zupki, jakieś batony, czy czekolady. Regał po lewej stronie był zapchany wodami, ale nie zauważyłam żadnej coca coli ani nic z napojów gazowanych.
   Brązowe stoliki były rozmieszczone równomiernie i co chwile ktoś wchodził, aby zasiąść za nimi. Ludzie wychodzili w pośpiechu, tak jak i wchodzili. Rozśmieszała mnie ta sytuacja. Już wolę własnych klientów, którzy chodzą zaspani, a nie rozbudzeni po dziesięciu kawach.
    Odwróciłam się w stronę szklanych drzwi i serce zaczęło mi bić natarczywie.
- O kurwa! To ten szef! - oznajmiła podekscytowana Cassie, a ja aż przeklnęłam.
    Ashton wszedł do środka, znowu pochłonięty rozmową telefoniczną. Głowę miał spuszczoną, ale mimo to zauważyłam u niego zmarszczone brwi. Najwidoczniej czymś się zdenerwował.
- Ma być biała, a jak nie, to czarna. - oznajmił wkurzony, gdy przechodził obok nas- Zero dyskusji. Lepiej znajdź odpowiednią.
     Biała, lub czarna? Uniosłam brew.
     Podszedł do lady i się rozłączył. Bez słowa ekspedientka podała mu kawę, którą już wcześniej zrobiła. Była roztargniona, jakby bała się, że straci posadę. No albo dlatego, że straci względy u niego.
- Cholernie przystojny, nie? - zapytała cicho, a ja jej nie odpowiedziałam.
    Miał na sobie czarny garnitur z szarym krawatem i białą koszulą. Buty rzecz jasna eleganckie, czarne. Włosy miał idealnie potargane, oficjalne. Upił łyk, aby sprawdzić smak. Pokiwał głową kobiecie na znak, że jest odpowiednia. Dało się zauważyć, że odetchnęła z ulgą.
    Odwrócił się na pięcie i wyłapał mój wzrok. Od razu zmienił wyraz twarzy na pogodny, a zarazem zdziwiony.
   Podszedł do nas, a ja starałam się, aby moje serce nie wyleciało z piersi.
- Kogo ja tu widzę. - wyszczerzył zęby w uśmiechu i usiadł, nie czekając na nasze pozwolenie - Śledzisz mnie?- zapytał rozbawiony.
- Przyszłam po przyjaciółkę. - powiedziałam cicho i wskazałam palcem na Cassie. Ona siedziała z otwartą buzią.
- A tak. Panna Cassie Kingston. - oznajmił i kiwnął jej głową na przywitanie - Była na rozmowie o pracę.
- Przecież wiem. - oznajmiłam trochę zdenerwowana. Przecież logiczne jest to, że wiem. Prawda?
- Się domyślam. - zwrócił się do mnie i znowu zaczął przenikać mnie swoim spojrzeniem. - Gotowa na jutrzejszą imprezę?
- Co? - zakłopotałam się zmianą tematu - Nie.
- Czemu? - zapytał, a na jego twarzy zdołało się zauważyć zdziwienie.
- Wiesz przecież, że nie jestem psychicznie do tego nastawiona. Poza tym...- zaczęłam i upiłam łyk kawy- ... nie mam sukienki.
- Wszystko jest w trakcie załatwiania. Właśnie dzwoniłem do asystenta, aby kupił białą, albo czarną suknie. Idealnie będzie pasowała na tą imprezę charytatywną. Poza tym też myślałam, żeby szarą, aby pasowała do mojego garnituru, ale będzie za smutnie wyglądać.
Co? To o to mu chodziło przez telefon? Serce zaczęło bić mi jak oszalałe. Zmarszczyłam czoło.
- Co? Nie podoba ci się ten kolor? - zapytał i zaczął wyjmować telefon z kieszeni garniturowych spodni - Zadzwonię, żeby inny...
- Nie! - sprzeciwiłam się. - Może być. Po prostu...
- Co po prostu?
- Nie lubię, jak ktoś mi coś kupuje.
 - Oj tam. - wstał nagle i cmoknął mnie w policzek. Zarumieniłam się i wlepiłam wzrok w szklankę. Ruszył w kierunku drzwi- Muszę spadać. Za chwilę mam zebranie rady. Jeszcze dziś wyślę ci kurierem suknie.
    Nie wiedziałam co odpowiedzieć, a więc kiwnęłam tylko głową. Nadal się na niego nie patrzyłam, bo zauważyłam, że wygląd kawy bardzo jest interesujący. Zatrzymał się na ułamek sekundy i powiedział do ekspedientki, że nasz rachunek jest na koszt firmy. Ona kiwnęła głową. Nie wiedziałam, że tyle można przyuważyć kątem oka.
- To do usłyszenia, Ri. Do zobaczenia Panno Cassie. - powiedział i wyszedł w pośpiechu drzwiami.
    Po chwili rozległ się dzwonek jej komórki. W pośpiechu wyjęła telefon i odebrała.
- Tak? - odezwała się i aż zapiszczała z radości. Rozłączyła się- Zadzwonił szef! Znaczy wiesz... Powiedział, że zapomniał mi powiedzieć, że... Dostałam się!
   Uśmiechnęłam się szczęśliwa, ale nadal roztargniona po tym spotkaniu.
- Poza tym... Jejku! Nie wiedziałam, że ten twój palant jest taki przystojny! - warknęła na mnie, śmiejąc się po chwili. Kopnęłam ją klasycznie pod stołem.

_________________________________________

Pilnowanie bratanka działa idealnie u mnie na wenę :D
Zabieram się za sprzątanie, mamuśka będzie na mnie wrzeszczeć xd
Jak się podobało ? :)


Piosenka znaleziona przypadkowo :)

9 komentarzy:

  1. A coś tak cholera przeczuwałam, że to będzie on :D
    Naprawdę, zacznę zarabiać jako medium xD
    Rozdział świetny, czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Już nie mogę doczekać się następnego! Jest parę błędów ale nie rzucają się raczej tak bardzo w oczy. Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny, świetny! Jeszcze bardziej polubiłam Asha :D Czekam z niecierpliwością na następny:D Pozdrawiam i życzę weny;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie, boskie, boskie ;)
    I wyszło szydło z worka ... przystojny szef ... ;D
    Miałam przeczucie, że to bd on :P

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super. Nie mam siły się rozpisywać. Po prostu powiem, że mi się podoba ^^
    Czekam nn
    Pozdrawiam i życzę weny, Karo

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacznę od piosenki. Jest okropna, ale śmieszna. Przez pierwsze 30 sekund to normalnie [czytaj nienormalnie] tak się śmiałam. Ludzie, gdzie ty to znalazłaś?!
    Rozdział był przekomiczny. Ja należę to tej części czytelników z duuużym poczuciem humoru, więc teksty Cassie są rozwalające - już mi się spodobała, a jej szczerość... o losie. Dodam też, że współczuję dziewczynom, bo biedne zapewne mają całe nogi w siniakach :( Niech one biją się też po rękach i tak na zmianę to będzie git. Wiesz o co mi chodzi, że się powtarzasz. Możesz napisać dałam kuksanća albo dałam sójkę w bok lub szturchnęłam ją łokciem czy też spiorunowałam ją wzrokiem.
    A tak oprócz tego to w porządku. Kiedy następny?
    Evelyn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o piosence. Spodobała mi się muzyka, znaczy... dźwięk country. Jako dziecko takiej słuchałam (przez mamę, niestety) i gdy wpisałam na youtube frazę 'friends' to mi wyskoczyła ta piosenka. Musiałam ją dodać po prostu :D
      Tak, wiem. Też sobie je wyobrażam z siniakami xd
      Wiem, że powtarzam ciągle, że pod stołem się biją. Ale to tylko ze względu na to, że chciałam pokazać u nich rutynę. Zawsze, gdy coś im nie pasuje, biją się pod stołem. Mimo dorosłego życia, zachowują się jak dzieci :)
      _______________
      Następny rozdział dziś, lub jutro. Kończę już go pisać, ale nie wiem, czy przypadkiem nie odczekać paru dni od dodania następnego :)

      Pozdrawiam

      Usuń
  7. A ja coś od razu podejrzewałam, że Ash będzie pracował w Cass. :)
    trochę zdziwiłam się, że tak po po prostu pocałował ją w policzek. lee cztać dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojoj... Coś czułam ze go tam spotka. I ten całusek w policzek. Jestem też ciekawa reakcji tych ludzi który byli akurat w tej knajpce xD
    To takie słodkie z tą sukienką . Cassie jest GENIALNA, jej postać jest taka, trochę dziecinna trochę taka.. hm.. no nie wiem jak to nazwać. Ale jest bardzo zabawna. Tekst jak zwykle świetny.

    OdpowiedzUsuń